Businessman TOday
Reanimacja – powieść o środowisku lekarskim jakiej wcześniej nie było Reanimacja – powieść o środowisku lekarskim jakiej wcześniej nie było
„Reanimacja” to intrygująca powieść lekarki Danuty Mikołajewskiej, która od wielu lat usiłuje leczyć słowem. Niewątpliwie siłą książki jest szczery i niebywale autentyczny przekaz. Co... Reanimacja – powieść o środowisku lekarskim jakiej wcześniej nie było

„Reanimacja” to intrygująca powieść lekarki Danuty Mikołajewskiej, która od wielu lat usiłuje leczyć słowem. Niewątpliwie siłą książki jest szczery i niebywale autentyczny przekaz. Co było inspiracją do napisania książki? Dlaczego medycyna ma twarz kobiety? Gdzie rozgrywa się akcja powieści? Na te pytania odpowiada autorka – dr n. med. Danuta Mikołajewska.

Powieść „Reanimacja” ukazuje dyżurkę lekarską przez dziurkę od klucza. Proszę opowiedzieć nam o tym więcej?  Czy ukazana prawda o środowisku lekarskim zaskakuje?

Porównanie wzięło się stąd, że powieść cechuje autentyzm. Ogromny autentyzm. To tyleż powieść, co reportaż. Mieszanina prawdy i fikcji. Przy czym fikcja potrzebna jest mi wyłącznie ze względów konstrukcyjnych, literackich – aby utrzymać czytelnika w napięciu podczas opowiadania zdarzeń napisanych przez samo życie. Sceny najbardziej niewiarygodne nie zostały wymyślone. Stąd sytuacja, jakbyśmy podglądali lekarzy przez dziurkę od klucza. Medycy w mojej książce nie są herosami, lecz ciężko pracującymi ludźmi. Nie są nadętymi bohaterami o ustach pełnych frazesów, lecz postaciami psychologicznie wiarygodnymi – słowem: żywymi ludźmi. Nie zaspokajam tęsknot czytelnika dotyczącymi idealnego lekarza, lecz pokazuję prawdę o moim środowisku. Bohaterowie są zatem ludźmi ambitnymi,  niekiedy jednak sfrustrowanymi, czasem szlachetnymi, a czasem wypełnionymi tumiwisizmem, bo i takich wśród nas nie brakuje… Choć zapewniam, że nie tak wygląda statystyczna lekarska większość. Myślę, że uczciwie rozłożyłam akcenty, skoro środowisko przyjęło książkę z entuzjazmem, mówiąc: „Prawda o nas bardzo potrzebna”. Finał dowodzi niezbicie, że wykonywanie profesji z zaangażowaniem pociąga za sobą wysoką cenę… Narratorem uczyniłam nie główną bohaterkę, lecz jej męża. Patrzy on z perspektywy szeregowego pacjenta, co dla czytelnika powinno być dodatkowym walorem. otrzymuje on również wgląd w sypialnię lekarską, nie tylko w dyżurkę lekarską. „Momentów” nie brakuje…

Mówi Pani, że „Reanimacja” to książka o 3 kobietach – bohaterce Ewie, medycynie oraz Polsce. Dlaczego?

Rzeczywiście, książka jest o trzech kobietach… Opowiadam historię Polski w przełomowym momencie zmiany ustrojowej. Tytuł traktuję alegorycznie. Reanimacja to przecież procedura zmierzająca do przywrócenia życia. Klamra dwóch reanimacji – jednej na początku, drugiej na zakończenie – w jakie ujęta jest akcja, to jakby historia Polski, która w roku 1989 przeżyła coś w rodzaju odrodzenia. Część pierwsza dzieje się u schyłku PRL w Miasteczku, druga dziesięć lat później, już w wolnej Polsce po transformacji. Medycyna to bohaterka i zarazem naturalne środowisko mojej fabuły. Ewa to postać wokół, której rozwija się akcja. Tak oto współgrają tutaj trzy kobiety.

Jaką Polskę spotkamy czytając książkę „Reanimacja”?

Prawdziwą. PRL to był kraj niedoborów, kolejek, braków, ale także pewnego strachu. Z drugiej strony przewidywalny, dla tych, którzy niekoniecznie musieli wojować. Szarość, bieda i strach, ale dla rodzin stabilność większa niż dzisiejsza. III RP to z kolei kraj wielkich szans i możliwości, ale także straszliwej gonitwy za sukcesem. Czas zupełnie nowych ograniczeń i wpływów. W medycynie są to na przykład wpływy przemysłu farmaceutycznego, grupy przebiegłej i ekspansywnej, nazwanej przeze mnie na kartach książki Producentami.

Jaka jest główna bohaterka Ewa? Czy stanowi ona może odzwierciedlenie współczesnej Polki?

Główna bohaterka Ewa jest młodą, ambitną lekarką, niezdolną do kompromisów. Jak wielu młodych wykształconych ludzi w tamtych czasach zmuszona jest „za mieszkaniem” wyprowadzać się na prowincję. Ten exodus jest dla niej swego rodzaju dramatem: ona nie chce, ale musi opuścić Metropolię. Czyni to z powodów rodzinnych, ale wbrew aspiracjom zawodowym – wolałaby przecież uczyć się i rozwijać w szpitalu klinicznym. Ordynator, pod którego skrzydła trafia jest przeciwieństwem żywiołowej i niezwykle ambitnej podwładnej. Jest cyniczny i zmęczony życiem. Z kolei Ewa postępuje szlachetnie, ale niepolitycznie – i stąd biorą się jej liczne problemy. Czy wygra? Wolałabym nie zdradzać… Moi bohaterowie to ludzie pełnokrwiści. Jak każdy z nas. Jest kilka postaci paskudnych i wiele pięknych osobowości.

Dlaczego Pani zdaniem medycyna ma twarz kobiety?

Bo medycyna w wielu językach jest rodzaju żeńskiego – na przykład w polskim, niemieckim, angielskim. To nauka i sztuka, które też są rodzaju żeńskiego – nie biznes. Ponad to medycyna musi mieć cechy kobiecej osobowości – łagodność, skłonność do poświęceń, empatię.

Które fragmenty książki są dla Pani osobiście najbliższe?

Chyba te liryczne… Nie momenty zawodowego zmagania, walki, wojny podjazdowej, tylko te, kiedy z Ewy wyłania się kobieta. Jest ich sporo i ponoć bywają wzruszające, tak mówi wielu. Nie oznacza to jednak, że książka jest dla kobiet. Bywają w niej bowiem karty przypominające kryminał – też z życia wzięte….

Jakie pytania stawia książka przed współczesnym czytelnikiem?

O, bardzo dziękuję za takie ujęcie kwestii! Zwłaszcza, że celem moim jest właśnie stawianie pytań. Zmuszenie czytelnika do tego, by podjął się trudnego zadania refleksji dotyczącej sensu własnego życia. Czy moje życie jest ciekawe? Czy jestem spełniona lub spełniony? Czy należy wciąż do czegoś dążyć czy też należałoby skupić się na „tu i teraz”? Ile jesteśmy winni tzw. sferze publicznej, a ile najbliższym, zwłaszcza tym, których świadomie powołaliśmy do życia? Co zrobić, aby życie rodzinne i zawodowe nie pozostawały z sobą w ustawicznym konflikcie? Moja metoda literacka polega na tym, że stwarzam sytuacje i bohaterów silnie angażujących czytelnika. Taki, a nie inny sposób narracji skutkuje zaangażowaniem emocjonalnym do tego stopnia, że zaczyna on kochać i nienawidzić.  Oczywistą konsekwencją tego stanu jest autorefleksja. Mam wiele sygnałów od czytelników, że po zakończeniu „Reanimacji” co najmniej trzy dni głęboko o niej rozmyślali. Wielu deklarowało, że czują potrzebę przeczytania książki ponownie. Myślę, że wszyscy przemyśleli i przepracowali siebie np. stosunek do własnej żony albo ocenę własnej kariery. To, co jednych zachwyca, innych denerwuje, z czego śmiem wyciągać wniosek, że został nawiązany indywidualny kontakt z czytelnikiem. Ta relacja – podobnie jak relacja lekarz- pacjent – jest albo nacechowana indywidualnością, albo nie ma jej wcale. A ja traktuję moje pisanie jako rodzaj długiej, bardzo, bardzo długiej recepty.

Patrycja