Businessman TOday
Droga na szczyt Beaty Drzazgi Droga na szczyt Beaty Drzazgi
O swojej karierze, licznych biznesowych pomysłach oraz łączeniu kariery z życiem prywatnym opowiada Beata Drzazga, właścicielka BetaMed S.A., Drzazga Clinic oraz salonu Dono da... Droga na szczyt Beaty Drzazgi

O swojej karierze, licznych biznesowych pomysłach oraz łączeniu kariery z życiem prywatnym opowiada Beata Drzazga, właścicielka BetaMed S.A., Drzazga Clinic oraz salonu Dono da Scheggia.

Businessman Today: Założyła Pani jedno z największych w Polsce Centrów Medycznych BetaMed – skąd pomysł na taką firmę?

Beata Drzazga: Pomysł na założenie firmy wziął się stąd, że na początku kariery zawodowej pracowałam w szpitalu i widziałam jakie jeszcze potrzeby były i są w Polsce. Tak naprawdę można by było poprawić jakość obsługi pacjentów, traktować ich jeszcze lepiej i z większą empatią. Zaczynałam od ozonoterapii, przyjmowałam pacjentów punktualnie, częstując kawą, herbatą lub ciasteczkiem. Już wtedy chciałam stworzyć innowacje w usługach. Chciałam, aby te same zabiegi czy usługę oferować nowocześniej i wprowadzać zmiany w obsłudze pacjenta przez personel medyczny. Czułam, że w prywatnych usługach można sobie pozwolić na taki większy komfort. I to właśnie mnie kusiło. Pomysł powstał z takiej potrzeby stworzenia komfortu, innej atmosfery niż panuje czasami w publicznej opiece zdrowia.

Potem postanowiłam oferować nasze usługi w domu pacjenta i kiedy podpisałam kontrakt z NFZ dotknęłam niszy, gdzie naprawdę jest bardzo dużo potrzeb w długoterminowej opiece domowej. Ale nie tylko w pielęgniarskiej opiece, ale również lekarskiej i rehabilitacyjnej. Wtedy już sam rynek zaczął mi pokazywać, ile jest jeszcze potrzeb do spełnienia i gdzie jeszcze powinnam takie usługi oferować. Miałam zgłoszenia z innych województw i to spowodowało, że zaczęliśmy świadczyć usługi w innych miastach w całej Polsce. Obserwując rynek zauważyłam, że brakuje również Kliniki, w której pacjent mógłby przebywać 24h/7 pod profesjonalną opieką i przy zastosowaniu oddechu z respiratorem i dzięki temu nie musiałby zostawać na oddziale intensywnej terapii oraz w sytuacji, gdy nie mógłby mieć opieki w domu, ponieważ rodzina sama by nie dała sobie rady.

W związku z tym potrzebna była klinika, którą zbudowałam 5-6 lat temu i w niej znajdują się pacjenci, zarówno dzieci i dorośli pod respiratorem oraz seniorzy potrzebujący opieki senioralnej. Na oddziałach dedykowanych seniorom spełniam się z radością pod kątem pomysłów i razem z moimi pracownikami stwarzamy jak najlepsze warunki dla swoich pacjentów. Staramy się, by nasi seniorzy nie przebywali całe dnie w piżamach, ale ubierali się tak jak w domu, uczestniczyli w grach, zabawach, cieszyli się ogrodem i ćwiczyli na salach gimnastycznych oraz brali udział w dancingach.

 

B.T.: I właśnie teraz rodzi się pytanie – jak obecnie w Pani ocenie wygląda w Polsce opieka senioralna?

B.D.: Uważam, że jest bardzo duża potrzeba takich usług, ponieważ osoby starsze bardzo często, a zwłaszcza teraz kiedy młodzi ludzie wyjeżdżają za granice, zostają same. Nie są w stanie sami sobie poradzić i muszą liczyć na pomoc drugiej osoby. Ale taka osoba, jeśli nie musi, to nie powinna przebywać na oddziale w szpitalu jedynie z powodu, że jest samotna. Może być w zakładzie pielęgnacyjno-opiekuńczym, a tych zakładów w ramach funduszu zdrowia jest bardzo mało. Są oddziały prywatne, ale ludzi często po prostu na to nie stać. Tworzą się kolejki do zakładów pielęgnacyjno-opiekuńczych w ramach NFZ, gdzie pacjenci często oczekują około 2 lat, a nawet więcej aż mogą znaleźć się w takiej placówce. Wszystko zależy od tego jak długo żyją ci pacjenci, którzy są już w ośrodku. A że my o nich dbamy, bardzo ich kochamy i ja sama razem z moimi pracownikami bardzo się do nich przywiązujemy jak do rodziny, to nasi pacjenci żyją długo, na szczęście. Ale niestety ci, którzy chcą się dostać, muszą czekać w kolejce.

 

B.T.: Na czym polega innowacyjne podejście do pacjentów w ofercie BetaMed S.A.?

B.D.: Moje podejście w ogóle do prowadzenia firmy jest pod tym kątem innowacyjne, ponieważ bardzo mi zależy na tym, żeby traktować inaczej, lepiej, cudownie tych wszystkich chorych ludzi – dzieci, młodzież, dorosłych czy też właśnie seniorów. Obojętnie czy oni przychodzą do lekarza specjalisty czy do pierwszego kontaktu czy na rehabilitacje. Zależy mi, żeby mój personel, włącznie ze mną, pokazał, że właśnie na tym polega ta praca z chorym, jeżeli już się na nią decydujemy, że nie tylko wykonujemy jakieś czynności, tylko traktujemy tego człowieka jak człowieka, który jest chory, smutny, który potrzebuje podejścia takiego naprawdę indywidualnego, z miłością, empatią i zrozumieniem. Wtedy ta osoba szybciej zdrowieje, czuje to, że po drugiej stronie jest drugi człowiek, który daje miłość. Że są to osoby, które nie podchodzą obojętnie do tego, że ktoś cierpi. Ludzie, którzy są pod respiratorem, jeszcze silniej wszystko odczuwają, że nie mogą być zdrowi, i że nigdy nie wyzdrowieją. Tym bardziej takie osoby są zależne od tego, jak ludzie ich traktują, jakie warunki im stworzymy.

Tak samo seniorzy – robimy dla nich terapie zajęciowe, dancingi, zajęcia z malowania, stworzyliśmy piękny ogród, by mogli mieć maliny, jeżyny i altanki, by mogli czuć się jak na swoich ogródkach działkowych. To wszystko właśnie to są moje pomysły na to, żeby ta opieka była całkiem inna, żeby pokazać, że właśnie w tym mamy tę innowację. Ale oprócz odpowiedniego podejścia do pacjenta bardzo ważne jest również odpowiednie traktowanie pracowników, szczególnie biurowych, którzy ze mną współpracują. Wszyscy koordynujący we wszystkich placówkach w 11 województwach, którzy organizują ze mną wyjścia personelu medycznego do domu pacjenta, przyjmujący zgłoszenia, muszą odpowiednio traktować rodziny. Uważam, że bardzo ważne jest podejście przedsiębiorcy, kierowników, dyrektorów w tym, jak traktują swoich współpracowników. Staram się robić co w mojej mocy i cieszę się, jeżeli oni są szczęśliwi. Zawsze robimy sobie spotkania, kuligi i prezenty na Boże Narodzenie czy Dzień Służby Zdrowia. Ostatnio też wpadłam na pomysł, żeby osobom zatrudnionym w biurze, oprócz różnych socjalnych pakietów, które otrzymują, stworzyć „Dzień wolny od pracy”, kiedy ktoś ma urodziny, który oczywiście jest płaty. Kocham tych ludzi i bardzo ich szanuję, więc staram się wymyślać coraz to nowe rzeczy, by podziękować im za pracę. Nie chodzi tu tylko o kwestie finansowe, lecz staram się być dla nich wszystkich otwarta, każdy może ze mną porozmawiać, zadzwonić. Jestem im bardzo wdzięczna za zaangażowanie i tworzenie ze mną BetaMedu. A jak spotykam się z pielęgniarkami to wszystkie się przytulamy i cieszymy swoim towarzystwem. Wymyślam im też różne niespodzianki, losowania nagród – vouchery do kina, teatru, bony, wycieczki za granice. Bardzo to jest ważne, jakie mamy podejście do personelu.

 

B.T.: Zatrudnia Pani około 3 tysięcy osób – co jest najważniejsze w kierowaniu tak dużym zespołem?

B.D.: Zdrowe relacje oraz szacunek. Oni dają mi serce i ja im również i to tworzy niesamowitą atmosferę rodzinną. Dla mnie jest bardzo, bardzo, bardzo ważna (trzy razy powtórzę) atmosfera w biurze, w pracy, do której przychodzimy i czujemy się jak rodzina. Dlatego osobiście zatrudniam te osoby w administracji, ponieważ wchodząc do kliniki, chcę widzieć już od początku, np. uśmiech Pani w recepcji i na ochronie czy wszędzie, gdzie przechodzę. Po kolei się uśmiechamy do siebie, witamy, buziaczki przesyłamy. W pracy nie może być innej atmosfery, ponieważ byłoby mi źle. W BetaMed przebywam po 12 godzin dziennie i z tymi ludźmi spędzam już prawie 20. rok. Mam takie osoby, które są ze mną od samego początku działalności – od pierwszego dnia. Ta grupa ludzi współpracuje ze mną cały czas w biurze, ale są to również i pielęgniarki. Niedawno właśnie około 48 pielęgniarek obdarowałam specjalną premią za to, że tworzą ze mną BetaMed od początku. Chciałam zaznaczyć, że każdy przedsiębiorca może się bardzo spełnić, być bardzo szczęśliwym człowiekiem, jeśli może okazać serce ludziom, którzy są dla niego lojalni i tworzą z nim firmę. To jest podstawa dobrego zarządzania, stworzenia relacji. Jesteśmy ze sobą na dobre i na złe, bo przecież rozwiązujemy wiele problemów, a razem jest nam po prostu lżej i lepiej. Ja mogę liczyć na nich, a oni mogą liczyć na mnie. Nie tylko w kontekście pracodawcy, ale również jako człowieka. Gdyby się coś działo, to ja za nimi idę jak matka. Ja naprawdę tych ludzi kocham i nawet im to mówię. Stworzyły się tak bardzo mocne więzi rodzinne, że tak to można pracować. Nawet jak czasem przychodzą naprawdę trudne chwile, to jest łatwiej, wspieramy się i wspólnie rozwiązujemy problemy.

 

B.T.: Prowadzi Pani również inne firmy, Drzazga Clinic oraz firmę związaną z modą Dono da Scheggia. Skąd czerpie Pani energię by prowadzić z sukcesami tyle działalności?

B.D.: Wszyscy mnie o to pytają, skąd mam tyle energii. Sama nie wiem, mam ją po prostu wewnątrz siebie, mam taką osobowość. Kończę już 7. kierunek studiów, bardzo też chcę skończyć swój doktorat, zrobiłam NBA International, jestem również ambasadorem Newady – a konkretnie ambasadorem biznesu Newady w USA. Uczestniczyłam w misjach gospodarczych, które miały za zadanie sprawić, żeby Newada lepiej się rozwijała. Podpisaliśmy współpracę Polski z Newadą. Miałam również przez 7 lat dwa sklepy elektroniczne w Miami. Wszystkie te działania, które gdzieś studiuję, otwieram i działam lub kontynuuje BetaMed jeszcze bardziej mnie nakręcają. Gdzie nie pojadę to po prostu widzę nową możliwość i wręcz muszę sama nad sobą panować, powstrzymać się, ponieważ cały czas otwierałabym coś i organizowała. Mam nieodpartą chęć organizowania czegoś i to mi też dodaje tyle energii, dzięki czemu kontynuuję to, co zaczęłam. Jestem bardzo pozytywną osobą i samo to dodaje takiego wigoru, ale jestem przy tym rozsądna i odpowiedzialna. Nie otwieram działalności, jeżeli wiem, że nie dałabym rady tego utrzymać i prowadzić, jak należy.

 

B.T.: Jak godzi Pani obowiązki zawodowe z życiem prywatnym? Jakiej rady może Pani udzielić innym kobietom, które mając rodzinę są aktywne zawodowo?

B.D.: Kiedyś pewna pacjentka powiedziała mi, żebym nie przejmowała się tym, że nie mam możliwości zrobienia wszystkiego idealnie. Jeszcze jak pracowałam jako pielęgniarka chciałam wszystko robić świetnie, od początku do końca. Jeżeli w swoim życiu skupimy się tylko na sprzątaniu czy gotowaniu, to nie będziemy mieć czasu dla dzieci. A najważniejszy jest czas właśnie dla pociech. W związku z tym, podeszłam do tego w ten sposób, że chcę pracować, gdyż każda kobieta i mężczyzna musi się realizować. Jeżeli człowiek się nie realizuje i skupia się tylko na jakiś przyziemnych rzeczach, które dotyczą tylko obowiązków domowych itp., to nie będziemy nigdy do końca szczęśliwi. Każdy musi się rozwijać. A kiedy człowiek się rozwija, zaczyna mieć coraz więcej energii do działania. Im więcej rzeczy zaczęłam robić, tym więcej siły pokazywałam dzieciom i one w tym wszystkim czuły się bardzo bezpieczne. Ja się w ogóle czuję, jakbym miała takie wielkie skrzydła i tymi skrzydłami otaczam moją mamę, siostrę, dzieci i wszystkich, którzy ze mną są. Uważam, że to, że ma się dużo pracy i zaczyna się różne rzeczy, to tym bardziej dodaje nam to jakiegoś takiego spełnienia i siły. To jest napędzające się koło. Nie można go przerwać myśląc tylko o tym, aby zrobić wszystko. A to właśnie dzieci mają mieć ode mnie jak najwięcej czasu i mają go na tyle, na ile mogę dać. Tak jak inni rodzice wracam do domu o godzinie 18, a czasami o 22, ale później mam więcej czasu na to, że mogę poświęcić im tydzień czy nawet dwa kilka razy w roku. Im więcej pracuję, tym więcej mam możliwości, by spełniać ich marzenia i wyjechać z nimi gdzieś na wczasy. To nie jest więc tak, że jak ja mam tyle działalności, to dzieci już w ogóle mnie nie widzą. Wręcz odwrotnie. Dzieci bardzo dobrze wiedzą, że są momenty, gdzie jestem zapracowana i widzą mnie tylko wieczorem, kiedy idziemy spać. Ale są również dni, kiedy możemy wygospodarować czas tylko dla siebie. Osobiście uważam, że mam cudowne życie, ponieważ tak naprawdę nic mnie nie ogranicza i mogę spełniać swoje marzenia. Sama praca daje mi niesamowitą radość i jest to dla mnie ogromna pasja, więc nie odczuwam tego jako pracy. Poza tym te wszystkie kongresy, wyjazdy, misje gospodarcze, to są kolejne wspaniałe przeżycia, które gdzieś człowieka rozwijają i dają dużo doświadczenia. Widzę, jak świat ogólnie funkcjonuje, co się dzieje i jestem z tym wszystkim na bieżąco. To wszystko daje człowiekowi dużo więcej niż tylko siedzenie w domu. Prawda jest taka, że im więcej mamy obowiązków, tym lepiej jesteśmy zorganizowani. Wstając około godziny 6:00, do 10:00 jestem w stanie zrobić już mnóstwo rzeczy, a to dopiero początek dnia. Zauważmy, że w sumie w sobotę ten dzień ucieka nam nie wiadomo na czym, a jak zaczniemy mocno poniedziałek, to tyle rzeczy się zrobi, że aż ten dzień wydaje się tak długi.

 

B.T.: Gdzie możemy znaleźć Pani markę odzieżową? Komu jest dedykowana?

B.D.: Mój salon mody nazywa się Dono Da Scheggia i powstał właśnie ze względu na to, że nie miałam czasu robić zakupów. Szłam raz na 4 miesiące i kupowałam wiele rzeczy, a gdy  wychodziłam ze sklepów, to myślałam: Boże, przecież ja mogę również otworzyć swój własny sklep i będę wtedy najlepszą swoją klientką, a przede wszystkim będę mieć te rzeczy pod ręką. Po drugie, chciałam zająć się czymś innym i to było bardzo dobre posunięcie, ponieważ nie skupiałam się na jednej rzeczy i nie przeżywałam, czy to wyjdzie czy nie. Wyjazdy do Mediolanu, Paryża, Londynu, Austrii – to one otworzyły mi oczy, że cały świat, to nie jest praca w BetaMedzie z NFZ, gdzie czasami jest to naprawdę trudne. Istnieją też inne rzeczy. I to był strzał w 10. Zaczęłam latać po nowe kolekcje, które przywoziłam dla osób, pragnących ekskluzywnych rzeczy. To nie są może rzeczy bardzo tanie, ale dedykowane są dla pięknych i eleganckich kobiet, w różnym wieku. Następnie prezentowałam je na różnych pokazach mody, czy to Silesia Fashion Day na Śląsku czy też robiłyśmy pokazy w Mediolanie, Monte Carlo, Paryżu. Pokazy mody są bardzo istotne, gdyż nasze klientki dobrze wiedzą, że rzeczy które zamawiam, są pokazywane również na różnych wybiegach. W moim salonie pracują też trzy wspaniałe osoby, które współpracują ze mną już 11 lat, a z którymi jesteśmy jak przyjaciółki. Mam poczucie, że mogę zająć się czymś innym, a one zaopiekują się moim sklepem. Bardzo im ufam. Z biegiem lat zauważyłam, że stawiam na relacje z ludźmi, którzy są ze mną przez lata. Bardzo mnie boli, kiedy ktoś się zwalnia albo kiedy ja muszę kogoś zwolnić, ponieważ traktuję to jako swoją małą porażkę. Najpiękniejsze jest mieć ludzi wciąż i na zawsze. Ja się tym upajam, cieszę i żyję.

 

B.T.: Dziękuję za rozmowę!

Patrycja